czwartek, 21 kwietnia 2011

KOBIETA UKRYTA ZJADA PIZZĘ

Dziura zakwitła, słońce wyszło, jest upalnie i biegam w sandałach. To strasznie dziwne. Ostatnie kilka dni spędziłam na: bieganiu w obcasach, pisaniu klasówek, pisaniu kartkówek, pozowaniu do zdjęć i oczywiście na gotowaniu. Z tego wszystkiego najbardziej podobały mi się dwie ostatnie rzeczy, bo przynajmniej mogłam się przy nich odprężyć, w przeciwieństwie do pozostałych. Zaczynając od sesji - wielkie DZIĘKI Marcie i Karolinie za dzisiejszy dzień, że się mogłam nareszcie oderwać od wszystkiego i poczuć jak prawdziwa kobietka. Co jak co, ale z każdym dniem gdzieś ta moja kobiecość zanikała, uciekała, chowała się po kątach i nie próbowała wyjść. A może to przeze mnie, bo ja dowcipnie kamuflowałam ją pod koszulką L`atomka i butami typu pro-elo-pseuo-skejt. Brrr, jestem okropna! W ogóle dziwię się samej sobie, że daję radę wbić się w te buty (do koszulki nic nie mam, bo to moja-L`atomkowa ukochana koszulka w której - zależy - chodzę lub śpię, co ubóstwiam i czczę z namaszczeniem), bo przecież codziennie chodzę w obcasach. Obcasy do szkoły, obcasy do sklepu, nawet kapcie mam na koturnie (sic, to jakaś niezbyt zdrowa mania obcasowa).
No i dziś uwolniłam swoją kobiecość, wróciłam do starych nawyków, dałam się pięknie umalować, przebierałam się, pozowałam, no i zostałam bohaterką dla samej siebie, może nie w domu ale przynajmniej w umyśle. Kobieto, pokaż co potrafisz!
I czekam z niecierpliwością na efekty naszych dzisiejszych manewrów bojowych, bo przecież nic w przyrodzie nie ginie, także i moje pozowanie nie pójdzie na marne (taka jest moja cicha nadzieja).

A pizza? Była i się zmyła, nawet zdjęcia mam raczej lipne, bo nie zdążyłam zrobić dobrych, stadko wygłodniałych lemurów rzuciło się na nią z okropnym apetytem i po kilku minutach było po krzyku. Pizza była robiona na szybko, na kupnym spodzie zresztą, ale czymże jest to w obliczu sprzątania? Ciasto z prawdziwego zdarzenia zrobię następnym razem, jak już będę miała czas, dużo czasu. U nas w domu pizza robi się z niczego, a raczej z tego, co akurat jest w domu. No i tak też zrobiłam, zgodnie z tradycją.

Pizza środowa.

opakowanie ciasta do pizzy (lub ulubione drożdżowe)
spory kawałek dobrej kiełbasy lub kilka sporych plastrów szynki (wersja bez mięsa - dwie duże kulki mozzarelli pokrojonej w plastry, wtedy nie dajemy już goudy, Boże broń!)
około 15-25 suszonych pomidorów w oliwie
duża cebula
2 niewielkie główki czosnku
paczuszka sera gouda w plastrach
łyżka oliwy z suszonych pomidorów
2-3 słoiczki przecieru pomidorowego
ulubione przyprawy - u mnie bazylia, oregano, zioła prowansalskie i oczywiście pieprz, a soli tak ociupinkę

Ciasto ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Przecier wymieszać z oliwą i przyprawami, posmarować ciasto. Kiełbasę pokroić w niezbyt grube plasterki (szynkę w paski lub kosteczkę), to samo zrobić z cebulą, ułożyć na cieście. Czosnek podzielić na ząbki ale nie obierać ich z łupinek (to ważne!) i ułożyć nieregularnie między kawałkami mięska i cebuli. Na wierzch położyć pomidory odsączone z oliwy, a na nich - ser w plastrach. Wstawić do piekarnika i niech się ser niezbyt zezłoci, a w kuchni niech pachnie pizzą, taką z serca.

I cała magia tkwi chyba w tym czosnku, którego nie obieram z łupinek, dopiero jak pizza się upiecze, jak się ją pokroi na kawałki, położy na talerzu i zacznie jeść, to natrafia się na te lekko beżowe ząbki, pospiesznie wyciąga się je palcami i rozgryzając lub rozdzierając łupinkę wyjada się miąższ, który nie ma już charakterystycznego zapachu ani smaku. Poezja.


Nawet jak się coś przyjara (tak jak widać na załączonym obrazku) to i tak jest pysznie i wszystkim smakuje. Bo to jest właśnie urok pizzy.

4 komentarze:

  1. O! A czy będzie można podglądnąć uwolnioną kobiecość? ;) Pizza oczywiście magiczna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście :D zdjęcia wrzucę jak już dostanę je od dziewczyn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hehhe jeszcze nigdy pizzy sama nie upiekłam;p

    OdpowiedzUsuń
  4. no to na co czekasz kobieto? :P

    OdpowiedzUsuń