piątek, 25 lutego 2011

LUDZIE PADAJĄ TRUPEM.

Aż dziw bierze, jak ludzie mogą wpłynąć na charakter i nastrój.
I to cholerne przekonanie, ciągnące się jak dym z cygarety, że akurat dziś, w tym bożym dniu spotkasz kogoś wyjątkowego, kto (być może) zdziała coś (mniej lub więcej) pozytywnego w twoim życiu.
No i tak się zdarzyło, że w Dziurze-i-okolicach, gdzie spotkałam kilkoro takich, z którymi można konie kraść. Chociaż przyznam, że zostawiając starych znajomych w RDM myślałam, że to kompletny koniec, finito, klamka zapadła i nie ma odwrotu.
A tu takie jajko niespodzianka!
Podzieliłam siebie między kilka osób. Kilkanaście. Jest wesoło, nie przeczę, chociaż dzieją się czasem rzeczy dziwne, by nie rzec NADPRZYRODZONE lub MAGICZNE. Ot, takie dziurawe czary - mary. I te czary - mary mają miejsce każdego kolejnego dnia.

A ludzie? Będzie ich dużo, bardzo dużo, z pewnością nie będę w stanie wymienić wszystkich, ale zgodnie z obietnicą napiszę o tych najważniejszych, którzy są ze mną na co dzień.

Zacznijmy ode mnie, Rysza - jestem kilkunastoletnim tworem, mieszkającym w Dziurze. Ale de facto nie pochodzę stąd, jestem rodowitą RDMianką z krwi i kości, no i w tym mieście zostawiłam swoje nader roztkliwione serce. Uwielbiam kucharzenie, czemu z pewnością dam upust na tym blogu, przebieranki (z tym może być tak samo) i jednocześnie jestem leniem patentowanym ceniącym sobie artystyczny nieład, w którym tylko ja sama się odnajduję. Oprócz tego jestem perfidnym wesołkiem. Kocham żywić, odżywiać, dożywiać, karmić, tulić, całować, pocieszać i wychowywać, co w jakimś stopniu sprawia, że jestem prawie-Matką, całkiem-Polką, nie schodzącą na psy i nie odchodzącą do lamusa. Aż chce się żyć.

L`atomek - X-letni chłopak, cud piękności i spokoju w moich oczach. To taka moja chwała na wysokościach, bo sięgam mu obcasach jakoś ledwo do brody. Chwilowo zamieszkuje odległe od Dziury tereny, ale na szczęście z widokami na bliższe ostanie przy mnie.
I niechże tylko któraś spróbuje się przymilić - dostanie nie tylko ode mnie, ale i od niego.

Kasiulinek - wierna przyjaciółka od praktycznie 11 lat, jak dla mnie siostra, z którą więź czuje się w kościach, chociaż odległość, jaka nas dzieli, jest wręcz niebotyczna. Ale i tak ją KOCHAM! NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE!

Bobek - wesoła prześmiewczyni, agregat beczków i pobekiwań, trochę lubi musztardę, rybę i masło czosnkowe i praktycznie zawsze nosi do szkoły pyszne rzeczy do jedzenia, które ze szczerą chęcią jej podżeram. Zboczek z niej jest jak się patrzy, ale w istocie można się z tego nieźle pośmiać, w szczególności na lekcjach fizyki.
Często chce jej się siku. Niestety.

Tyle na dziś, tyle na razie. Z czasem przybędzie ludzi, z czasem być może będę tu coś zmieniać, dopisywać, przeprawiać i ogólnie update`ować!
A dni? Lecą dalej. Nie ma to jak paść trupem na lekcji PO.

sobota, 19 lutego 2011

POCZĄTKI NIE SĄ ZŁE.

Kiedy pierwszego dnia przychodzi do głowy sucha koncepcja, goła jak dziewuchy z Tap Madl, nikt nie może się spodziewać, co z tego dalej wyniknie.
Plącząc się gdzieś między kuchnią a sypialnią, pracownią a łazienką snułam sobie taką myśl, że może skoro od kilku lat jednego bloga już mam, zimnego, bez emocji, same zdjęcia i ot co, to dlaczego nie rozpocząć pisania kolejnego, tym razem trochę bardziej ludzkiego? Podobno raz się żyje, raz kozie śmierć i na dwoje babka wróżyła, tak więc będziem próbować, a nóż widelec z tego wyjdzie.
Rzecz dzieje się w Dziurze, gdzieś na końcu Świata, tam gdzie zimno i śnieży ale to raczej nie szkodzi, bo historie są ciepłe, tak samo i kluski. Żyjemy, uczymy (się), gotujemy, jemy, słuchamy czytamy, przebieramy i mamy z życia niezły ubaw, chwilami po same pachy, ale o tym już później, tak samo i o reszcie.