Dzieją się naprawdę straszne rzeczy. Czas mnie goni, pogania, daje klapa w tyłek i nie pozwala się zatrzymać chociaż na chwilkę. W szkole jak zwykle zresztą ostry zapierdziel, klasówka goni klasówkę, kartkówka zdarza się nawet kilka razy NA DZIEŃ (tak, tak, to niestety nie jest karalne, a szkoda, bo kilka osób już by siedziało). Do tego dorzucam na szybko i świeżo pracę z tkactwa i resztę świata, na którą praktycznie nie mam miejsca ani chociażby chwilki (jedynym wyjątkiem w tym wszystkim jest oczywiście L`atomek, dla którego czas mam zawsze). Nie będąc jednak typem Polki dupowatej, która po jednej porażce mówi "stop" i popada szybciuteńko w marazm/stagnację/dół emocjonalny/depresję kilkudziesięciobiegunową nie daję się zgasić i jakoś sobie to wszystko powoli układam, poprawiam, tkam, piszę, mówię, ogólnie wyrabiam 200% normy, przyjętej w swoim systemie pracy a może lepiej leniuchowania, bo w ciągu roku rzadko kiedy zdarzało się, żebym tak usiadła na dłużej do nauki. No bo i po co komu takie coś, skoro się jest słuchowcem i zapamiętuje najwięcej z lekcji? Cóż, taka już moja dziwna natura i dziwny system, którego chwilami nie ogarniam.
Bez żałości porzuciłam dziś na chwilę pielesze internackie, wróciłam w skromne domowe progi, zapachniało mi plackami ziemniaczanymi, które oczywiście musiałam zjeść z cukrem (mimo cebulki w środku). Usiadłam na swojej kanapie, która nie jest wygodna ale nie jest też okazem nowoczesności, superekstrawypasioną nowinką ze świata meblarskiego, ot taka zwykła kanapa z wczesnych lat `90, ale ma w sobie to coś, że pomimo posiadania nowego łóżka wracam na nią dość często na spokojne noce. Przytuliłam swojego kota, który chwilę wcześniej wytarzał się na brudnej podłodze w kotłowni, ale mimo bycia kotem nie protestował (a może powinnam napisać "protestowała"... w sumie Fela też jest kobietą i też jej się coś należy), gdy go/ją myłam. Usiadłam przy komputerze, starym i wysłużonym, ale ciągle na tyle sprawnym, by spełniać wszystkie moje wymagania. W szkole dzisiejszego dnia też nie działo się nic ciekawego, w sumie tylko wychowawczyni zrobiła nam psikusa i nie przyszła na zajęcia. Może przestraszyła się samego przesądu dotyczącego piątku 13-go? Bo jak dla mnie - to był po prostu kolejny zwykły dzień, kolejny zwykły piątek, kiedy to wróciłam do domu.
A kilka dni temu dostałam zdjęcia ze swojej pierwszej takiej profesjonalnej sesji! Ha! I tu jestem bardzo pozytywnie zaskoczona bo sądziłam, że tak samo jak na reszcie zdjęć będę wyglądała jak średnio inteligentna dziewka z małego miasta z dużym nosem i breżniewskimi brwiami - jednak nie! Geniusz tkwi w doświadczeniu, geniusz tkwi w prostocie, w dobrym makijażu i odpowiednim świetle. No i mam - siebie, zupełnie inną, zupełnie powiedziałabym piękną, nie szczędząc sobie samej komplementów. Bo cholerka jasna - przecież ja jestem tu piękna! NAJPIĘKNIEJSZA!
Oczywiście zapraszam do odwiedzenia moich cudownych dziewczyn, które są autorkami zdjęć KLIK
A sama jedzeniowo napiszę może jeszcze dziś, o ile mnie nie ściągnie do spania... Było dużo jedzenia, jutro też gotowanie-w-planie, więc musicie czekać! :)
jestes przepiękna!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ja się na swoje ślubne nie mogłam napatrzeć;):P tam mnie to troche podbudowało w swojej samooocenie;) hehe:P noo ciekawe co ugotujesz;) mi 13ty minął do bani... w pracy nogi mi odpadają...
OdpowiedzUsuńdziekuję! :D no, pamiętam Twoje ślubne, cudowne były :D
OdpowiedzUsuńW sumie już ugotowałam w ubiegłą sobotę, muszę tamte przepisy powstawiać a w niedzielę jeszcze dorzucę coś z jutra :D
NAJPIĘKNIEJSZA! i tylko moja! Tak i tak będę płakał przez 28 dni! :D
OdpowiedzUsuńto i ja będę płakała, a co! :D
OdpowiedzUsuń